Hejt, opinia innych, praca w Internecie – jak sobie radzić i pozostać sobą. Wywiad z Iwoną Wierzbicką.
Iwona Wierzbicka, dietetyk kliniczny, trenerka, edukatorka zgodziła się porozmawiać ze mną o swoich doświadczeniach z hejtem w internecie, którego sama sporo doświadczyła, a jej spojrzenie na opinię otoczenia i jad niejednokrotnie wysyłany w jej stronę – zmieniły się na przestrzeni lat diametralnie.
Kasia: Iwona, zacznijmy od hejtu. Hejt, czy opinia? Co Ty o tym myślisz?
Iwona: Niestety w dzisiejszych czasach mamy nieograniczone możliwości dzielenia się swoją opinią, nawet jeśli nigdy nie mieliśmy z nikim do czynienia. Istnieje wiele firm, którym można zapłacić za to, żeby przygotowali lawinę fejkowych komentarzy. I teoretycznie możemy się tego pozbyć kasując komentarze, nawet w Google jest taka możliwość za 1000 zł, ale jednak to pozostaje w Człowieku. Pewnie gdybym został tylko w gabinecie, to tego hejtu bym nie doświadczyła, a na pewno nie w takiej skali. Natomiast opinie, to kropla w morzu, ponieważ z dużo większym zjawiskiem mierzą się osoby pokazujące się w social mediach.
Jak wiesz, ja nie pracuję tylko w gabinecie. Prowadzę też Instagrama, Facebooka, YouTube, mam setki tysięcy obserwujących i niestety spotykam się z hejtem i wylewającą frustracją. Z perspektywy czasu myślę, że tyłek mam twardy.
Kasia: Ile lat działasz w Internecie? Jak to się zaczęło?
Iwona: Dokładnie pamiętam ten czas. Przed erą Facebooka była Nasza Klasa i moment, w którym pojawił się Facebook był dla większości osób dużym zaskoczeniem. Ba! Ja kompletnie nie rozumiałam tego narzędzia i nawet wspominałam, że nigdy nie będę z niego korzystała. Wtedy już działałam na YouTube, robiłam to trochę po omacku, ale dokładnie pamietam ten pierwszy negatywny komentarz. Było mi przykro, nie spodziewałam się tego. Ja się chcę dzielić wiedzą za darmo, a tu tak taki strzał. Niestety w tamtych latach miałam też ogromną potrzebę tłumaczenia się. Na każdy komentarz odpowiadałam, odnosiłam się do tego.
W końcu nastał ten czas i pojawiłam się na Facebooku, który z czasem stal się, przepraszam za wyrażenie, wyrzygalnią.
Kasia: Myślę, że ilość hejtu rośnie z roku na rok, zwłaszcza tam, gdzie ludzie mogą być bardzo anonimowi np. Na Tik Toku. Też pamiętam ten pierwszy negatywny komentarz. Mówisz, że na początku wdawałaś się w dyskusje w Internautami, czy po to, aby udowodnić swoje racje?
Iwona: Tak. Wiesz, masz takie poczucie, że otrzymałaś ten komentarz niesprawiedliwie. Ty masz wiedzę, Ty się nauczyłaś, Ty poswieciłaś swój czas. I niby robimy to bezinteresownie, ale jednak trochę oczekujemy, że pojawi się wdzięczność. A tutaj dostajesz strzał w twarz, bo ktoś tego nie docenia. Mało tego, o ile w kwestii merytorycznej można dyskutować, tak komentarze typu „masz brzydkie oczy”; „jaka Ty jesteś brzydka”; „Czy Ty masz w domu lustro?” są słabe. Takie komentarze, to cios poniżej pasa. Ludzie dają sobie przyzwolenie na pisanie okropnych rzeczy i nazywają to wolnością słowa. Obecnie mamy taki dostęp do wszystkiego, że z tym ocenianiem niektórzy wspinają się na wyżyny. Ten, kto jest szczupły, to się źle odżywia. Ten, kto jest gruby, to na pewno nie dba o siebie. Ten, kto ma botoks, to pewnie jest głupi.
Dajemy przyzwolenie na hejt, nazywając to wolnością słowa.
Kasia: Rzeczywiście ludzie dużo rzeczy ze sobą łączą. Czy Ty uważasz, że osoby, które komentują w ten sposób Twoje treści, są po prostu lustrem i to oni mają z tym problem?
Iwona: Poniekąd może tak być, natomiast nie w każdej sytuacji. Bardziej bym powiedziała, że to jest odwzorowanie ich głębokiego nieszczęścia. Przypomnij sobie moment, kiedy byłaś zakochana, mam na myśli takie pierwsze zakochanie. Czy chciałaś coś komuś wtedy powiedzieć złego?
Kasia: Nieee… oczywiście, że nie. Powiem Ci szczerze, że ja pamiętam sytuacje, kiedy było mi ciężko w życiu i w głowie. Doskonale rozumiem te osoby i myślę, że oni nie potrafią sobie z tym poradzić, a negatywną energię wylewają na innych.
Iwona: Kiedy nas przepełnia miłość, jesteśmy szczęśliwi, to my nie mamy potrzeby chodzić po kanałach i komentować innych, nie mamy potrzeby oglądania osób, które nas drażnią.
Badania pokazują, że im więcej czasu spędzamy w sieci, tym bardziej jesteśmy nieszczęśliwi. Pamiętam, jak trwały dyskusje, że wszystkie social media są po to, by nas ze sobą komunikować, zbliżać, a tymczasem po kilku latach efekt jest taki, że czujemy się samotni. Media tak kreują rzeczywistość, że wpadamy w pułapkę wyimaginowanego życia. Obserwujemy panią Rozenek, panią Lewandowską i myślimy „ale ona ma super męża, a ja to mam takiego beznadziejnego..” No nie. To wszystko jest obrazkiem.
Człowiek, jako osoba stadna potrzebuje kontaktu z drugą osobą, ale face to face. Social media, które dały nam poczucie fajnego życia, jednocześnie sprawiły, że jesteśmy bardzo nieszczęśliwi. I to nieszczęście sprawia, że ludzie swój jad wylewają w Internecie.
Cieszę się, że to w pewnym momencie do mnie dotarło. Dzięki temu bardziej rozumiem tych ludzi. Przestałam z tym walczyć. Przestałam z tymi osobami wchodzić w polemikę. Puszczam to wolno i wysyłam miłość.
Kasia: Wierzę w moc miłości. Jak rozumiem, kiedyś wchodziłaś w polemikę z tymi ludźmi, a teraz po prostu wysyłasz miłość i idziesz dalej?
Iwona: I tak i nie. Jeśli mam być szczerą, to od walki do miłości. Na początku próbowałam udowodnić, tłumaczyć, chciałam żeby mnie każdy lubił. Później przyszedł moment zrozumienia i akceptacji, a dopiero dużo, dużo później wysłanie miłości i tak staram się żyć. Natomiast nie jest prawdą, że zawsze mi się to udaje. Zdarza się, ze puszczają mi nerwy bo jestem tylko człowiekiem.
Ja też uważam, że my przyciągamy to, o czym myślimy. Jeśli ktoś mówi, że jestem głupia, a ja zaczynam to przyjmować, to mój organizm to akceptuje i poniekąd wysyła taki komunikat w przestrzeń.
Kasia: To co powiedziałaś kojarzy mi się z prawem przyciągania. Jeśli ja uważam, że mam wiedzę, jestem silna, moje treści są wartościowe, ja jestem wyjątkowa, a ktoś mi powie, że się mylę, to poniekąd te słowa odbiją się od ściany moim przekonań.
Iwona, jak odpowiadać na hejt?
Iwona: Dla mnie nieodpowiedzenie komuś, nie oznacza, że ta osoba wygrała. To, że nie zabierasz stanowiska w danej sprawie, to znaczy, że nie masz nic do dodania. Podjęłaś decyzję, ze puszczasz to wolno lub zostawiasz tę osobę w przekonaniu, że wygrała. Odpuszczając, wybierasz wolność. To, że milczymy, nie znaczy, że też przyzwalamy na hejt. Możemy po prostu nie mieć ochoty tłumaczyć komuś tego, że mamy inne poglądy.
Osoba, która pisze hejterskie komentarze mocno szuka atencji. Jeśli nie odpowiadasz na zaczepki, to ta osoba się gotuje w środku.
Kasia: Czyli olanie tematu, to jest najlepsza odpowiedź?
Iwona: Kiedyś tak mówiłam, ale jak teraz o tym myślę, to olanie też jest formą odpowiedzi. Warto się odwrócić i udawać, że tego nie ma.
Kasia: Tam gdzie skupiamy naszą uwagę, tam dajemy swoją energię. Zdarzają się takie komentarze z drobną szpileczką, więc warto się się skupić na intencjach danej osoby. Ja w 99% nie odpowiadam na te komentarze bo zazwyczaj ta osoba wie lepiej.
Iwona: Taaaak, ta osoba tylko czeka aż odpiszesz, by ciągnąć wątek dalej. Jest też wiele osób, które będą zaczepiać po to, aby otrzymać darmową poradę. Informacji jest tak dużo w Internecie, że wystarczy poszukać, ale tym osobom się nie chce. Odpisując wykonujesz za nich pracę.
Kiedyś zrobiłam sobie takie zestawienie, na jakie komentarze odpowiadam i okazało się, że częściej na te niemiłe. Skarciłam się za to i teraz dbam o to, by odpisywać głównie tym, którzy mają szczere intencje.
Kasia: Ja mam rację, Ty masz rację i nie ma jednej prawdy. Jak myślisz z czego wynika podejście 0:1 w świecie dietetycznym, że tak jest i tyle?
Iwona: To jest trudne pytanie. Jeśli chodzi o świat dietetyki, to dobrze byłoby wyjść od tego, co mówi nasza fizjologia. I w tym przypadku jest jedna odpowiedz. Jeśli wyjdziemy z poziomu układu pokarmowego, to człowiek jest wszystkożerny. Natomiast jeśli ktoś coś podważa, to człowiek ma ochotę się tym zainteresować. I warto się otworzyć na doświadczenia, czyli być ciekawym świata, być ciekawym zdania innych osób. I w dietetyce mamy mięsożerców, wegetarian, wegan, mamy keto, paleo, więc otwieramy się na ciekawość i doświadczenia. Nie wiemy dokładnie, jak to było kiedyś i czy ludzie jedli tylko to i to, dlatego chcąc rozważać teorie dietetyczne, trzeba przede wszystkim wyjść od człowieka i tego, jak on się z tym czuje.
Zrobiłam kiedyś ankietę w grupie ex wegetarian i wiele osób mówiło, że zaczęło się źle czuć po pewnym czasie. Niemniej skoro świat dietetyczny mówił, że to najlepsza dieta, to oni bali się wrócić do poprzedniej. Tylko nikt ich nie zapytał wtedy, jak oni się czują.
Kasia: Masz rację, kiedyś cała medycyna była oparta na doświadczeniach i obserwacjach. To, co się mówi innym osobom, może chwilowo świetnie działać, ale po długim czasie może być zupełnie inaczej.
Czy zawsze miałaś takie podejście? Czy Twoja głowa zawsze była otwarta na nowe prawdy?
Iwona: Chyba nie. Kiedy kończyłam studia, to wszystko zawierzyłam temu, czego się nauczyłam. Jeśli profesor mówił, że ma być tak i tak, taka kaloryczność, to ja w ogóle nie poddawałam tego pod wątpliwość. Jak w telewizji powiedzieli, że ten suplement jest super na paznokcie, to wysłałam ojca po niego. Nie wiem, co sprawia, że ludzie łapią się za schematy, ze wierzą w to, co mają podane na tacy.
U mnie ta zmiana przyszła późno, jakoś po 30stce. Spotkałam Kobietę, która ucząc o dietetyce wyglądała średnio. Miała podkrążone oczy, szarą cerę… to był zgrzyt między tym co widzę, a tym co słyszę. Otworzyłam się na coś nowego, zaczęłam poszukiwać informacji i iść w to głębiej. Wszystkiemu mówiłam „sprawdzam”.
Kiedyś przeczytałam, że człowiek wykorzystuje tylko kilka % mózgu. A ja bym chciała więcej. Sama się nakręcałam, że ogranicza nas wyobraźnia, dużo wizualizowałam, czytałam afirmacje, przejmowałam kontrolę nad swoimi myślami.
Kasia: I jak to się u Ciebie sprawdziło? Nadal używasz afirmacji? Jak do tego teraz podchodzisz?
Iwona: Teraz to się dzieje samo. Kiedyś musiałam nad tym pracować. Jak całe życie słyszysz wiele przekonań, to, to wszystko zostaje w Tobie. Bardzo chciałam być białą kartką. Zapisywałam sobie afirmacje na kartce, czytałam sobie to na głoś i też pracowałam nad pewnością siebie.
Wiele wysiłku w to włożyłam. Pamiętam, jak Pani od polskiego powiedziała, że nikim nie będę, a tymczasem napisałam książkę, ludzie chcą oglądać moje filmy. Robiłam to, czego się bałam, aby nie bać się tego całe życie. Zaczęłam się przełamywać i sama to zrobiłam.
Dzisiaj tylko kontroluję swój mózg i czuwam, by nie zbaczał ze ścieżki 🙂
Kasia: Wow, to o czym mówisz jest piękne. Ilość pracy, jaką włożyłaś w przepracowanie własnych przekonań – niesamowite! Bardzo się cieszę, że udało Ci się, to wszystko i nie boisz się podejmować wyzwań 🙂 . Wracając do bycia wierną sobie… Z jednej strony mówisz, by wierzyć w swoje przekonania, a z drugiej, by mieć otwartą głowę. Jak znaleźć balans w tym wszystkim?
Iwona: Za bardzo nie wiem, jak na to odpowiedzieć bo każdy powinien znaleźć odpowiedz w sobie. Ja jestem odporna na pewne komentarze, ale też daje sobie przyzwolenie na wycofanie się. Pozwalam sobie na bycie ze sobą, na spotkanie ze swoimi myślami.
Kasia: Ja mam intuicję. Czuję, że to jest to, muszę to zrobić. Ciągnie mnie do tego. I często te odpowiedzi przychodzą po czasie.
A z perspektywy czasu, jak patrzysz na te wszystkie wydarzenia, których doświadczyłaś? Pamiętam jedną z Twoich relacji, że jakaś Pani poświęciła mnóstwo czasu i napisała o Tobie post. Przykro to.
Iwona: Tobie jest przykro, a ja dziękuję niebu za takie doświadczenia. Mam teraz dużo wdzięczności za to, co mnie spotyka. Mówi się, że Bóg daje na nasze barki tyle, ile jesteśmy udźwignąć. Takie traumatyczne doświadczenia pokazują nam, jak bardzo jesteśmy silni.
Każda sytuacja jest po coś. Nawet śmierć mojego przyjaciela była po coś, jak strasznie to nie brzmi.
Nie potrafię powiedzieć, że to co się wydarzyło było przykre. Ja jestem wdzięczna za każdego człowieka, który mnie oszukał, okradł. Kiedyś sobie podliczyłam ile ja pieniędzy straciłam na różnych projektach… jestem wdzięczna, że mogłam stracić te pieniądze i zobaczyć jak to jest odbić się od dna.
A co do tego posta, ja się dziwię, że komuś się chciało poświęcić tyle czasu na napisanie go. I wiesz, nieważne jak mówią, ważne żeby nazwiska nie przekręcali i link do strony podali 🙂 Nawet się śmieję, że ktoś myśli, że mi dokopie, a ja jestem mu wdzięczna bo mi darmową reklamę robi, zasięgi mi rosną. Social media kochają dramatyzm. Zasięgi rosną jak szalone tam, gdzie jest drama. Staram się we wszystkim znaleźć potencjał i możliwość.
Kasia: Dla mnie to, co mówisz jest bardzo wzruszające. Jak wszystko co było trudne przepracowałaś na coś, co Cię wzmocniło.
A czy jest jakieś doświadczenie związane z bejtem, które najbardziej zapadło Ci w pamięć, było szczególnie trudne?
Iwona: Chyba te pierwsze doświadczenia były najtrudniejsze. Z czasem zauważyłam, że warto należeć do drapieżników. Owce chodzą w grupie, a orzeł lata sam. Jak robimy tak, jak wszyscy, to jesteśmy tam gdzie wszyscy. Zmiany budują się poprzez pomysł jednej osoby.
I żeby było jasne, ja lubię grupę, ale w grupie przyjmuję inną rolę. Chcę się cieszyć tą chwilą, a nie mieć kija w dupie.
Kasia: Taaak, też miałam moment, że zastanawiałam się, dlaczego wszyscy dzielą się wiedzą z tym kijem w dupie. Mało tego, w taki wywyższający się sposób. Ludziom brakuje lekkości. Patrząc na to wszystko co było. Nie zniechęciło Cię to do pracy? Hejt może być demotywujący.
Nie tak dawno doświadczyłam dużej fali negatywnych komentarzy i to co mi wtedy między innymi pomogło, to myśl o osobach, którym realnie pomagam. Ta cała sytuacja była dla mnie przerażająca, że ja przychodzę z misją, a tutaj ludzie czekają na moją porażkę.
Iwona: Ludzie przyczepią się do wszystkiego. Do błędów ortograficznych, do przekręcenia słowa, a potem powiedzą, że Ty nawet po polsku mówić nie umiesz, więc jak możesz o dietetyce wspominać.
Miałam takie momenty, że mówiłam sobie, że pasuje. A potem się ogarniałam bo uświadamiałam sobie, że dam satysfakcję hejterom. I nagle okazało się, że wiele osób jest mi wdzięcznych, piszą do mnie i się tym dzielą. Otrzymuję mnóstwo dobra.
Jakiś czas temu wrzuciłam bardzo kontrowersyjny post i byłam bardzo zdziwiona, gdy pojawiło się dużo więcej pozytywnych komentarzy, niż negatywnych.
Kasia: Masz rację, trzeba się skupiać na tych osobach, do których chcemy docierać. A co do kontrowersji, to sama takie pamiętam u siebie, ale wydaje mi się, że to pozytywny odbiór jest tez wynikiem czystki, jaką zrobiłam na swoim profilu. Przez pewien czas blokowałam osoby, które zaczynały wiadomość od ataku, od focha. Internet jest naszym miejscem pracy i mamy prawo oczyszczać przestrzeń i to jest ok.
Iwona: To jest plewienie we własnym ogródku. Mamy piękne kwiaty i jeśli rozsiądą się chwasty, to te piękne kwiaty poumierają. I tak wyglądają social media. Jeśli chcemy, by nasz ogród zakwitł, to chwasty musimy wyrywać. Jest taka osoba w sieci, która generuje mnóstwo hejtu, a jednocześnie napisała książkę przeciwko temu zjawisku… Jak zakłamanym człowiekiem trzeba być, żeby robić takie rzeczy. I ja blokuje osoby, które hejtują inne osoby na moim profilu.
Każdy z nas ma wiele stresu w sobie, że nie można ludziom tego dokładać. Ja nie chcę, by osoby wchodzące na mój profil bały się, że zostaną negatywnie skomentowane.
Kasia: Tak, to jest ważne czym się karminy. Jeżeli obserwujemy profile, gdzie jest hejt i budujemy się na tej bazie, to źle nam wróży.
Iwona: Nie tak dawno czytałam jakieś statystki, że ogromna liczba osób ogląda profile, które je denerwują. I sama się zaczęłam zastanawiać kogo obserwuję. I mnie też się zdarza, że ktoś mnie drażni, dlatego unikam tych treści. Oglądam profile, które mnie cieszą i dają radość np. Dzieciaki Cudaki i Czosnku Wianek.
To są osoby, które grają do jednej bramki i tymi osobami chcę się otaczać.
Kasia: Pytanie na koniec. Jaką radę dałabyś osobom, które mierzą się z hejtem? Albo co powiedziałabyś dawnej sobie?
Iwona: Każdy uczy się na własnych błędach. Nie zrozumiesz co to znaczy wywrócić się, dopóki się nie wywrócisz. Każdy z nas musi sam otrzeć się o ten hejt, by stać się silniejszym.
Kasia: Bardzo Ci dziękuję za rozmowę. Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy!