Historia mojego stresu – jak przestałam się przejmować?
Zastanawiałaś się kiedyś w których momentach jesteś zrelaksowana? A czy wyłapałaś moment, w którym czujesz się najbardziej zestresowana? Często nie zwracamy na to uwagi, choć powinnyśmy. W tym artykule dzielę się z Tobą swoją historią ze stresem. Opowiadam o presji, którą sobie narzuciłam i wydarzeniach, które doprowadziły mnie do miejsca w którym jestem.
W jakich momentach czujesz się zrelaksowana?
Nie bez powodu zadaję Ci to pytanie na początku. Chciałabym, abyś czytając ten artykuł uświadomiła sobie, na jakim etapie jesteś Ty. Chciałabym, abyś właśnie w tym momencie zastanowiła się, w jakich momentach czujesz się zrelaksowana. Udziel sobie uczciwej odpowiedzi. Następnie zastanów się, kiedy ostatnio czułaś się zrelaksowana, co sprawia, że czujesz się dobrze, że czujesz się jak na wakacjach.
A teraz odwrotnie. Co sprawia, że czujesz się zestresowana? Jak objawia się ten stres? W których momentach stresujesz się najbardziej?
…
Mam nadzieję, że zajrzałaś w głąb siebie i odpowiedziałaś na te kilka, niekoniecznie łatwych, pytań.
Moja historia
Ja, Kasia, przez długi czas żyłam w trybie walki i ucieczki. Ten stan trwał mniej więcej od wczesnych lat nastoletnich do początku tego roku (2022) i wynikał przede wszystkim z bardzo trudnych wydarzeń w mojej rodzinie. Moja rodzina miała bardzo duże problemy finansowe, rodzice się rozwiedli i wiele innych czynników na to wpłynęło. Bardzo długo trwałam w tym trybie. Czułam ogromną presję, którą sama sobie narzucałam. Czułam ogromną odpowiedzialność za wszystko i wszystkich. Pamiętam, że liceum było dla mnie najtrudniejsze. Ciągle towarzyszyła mi myśl, że „muszę”… muszę dobrze napisać maturę, muszę się dobrze uczyć, muszę zadbać o swoją przyszłość. Włączyła się u mnie taka mobilizacja i ten stres działał na mnie motywująco.
Bardzo źle wspominam ten czas.
Tryb walki i ucieczki ciągnął się latami, a ja coraz więcej musiałam. Musiałam więcej zarabiać, by się utrzymać, więcej wiedzieć, więcej działać… ciągle w poczuciu, że ja nie mogę pozwolić sobie na odpoczynek. Żyłam na skraju, trochę tak, jakby dziś był ostatni dzień mojego życia.
Z czasem pojawiły się u mnie stany lękowe, stany depresyjne, zwłaszcza po odstawieniu tabletek antykoncepcyjnych i pojawieniu się problemów z tarczycą.
Od liceum interesował mnie rozwój osobisty, więc w międzyczasie próbowałam wielu rzeczy, które miały pomóc mi się zrelaksować. Próbowałam m.in. medytacji, jogi, zmian w organizacji – planowałam wszystko, bo skoro mam plan, to nic się nie wysypie.
I żeby było jasne, te zewnętrzne zajęcia dawały jakiś rezultat, ale ja byłam bardzo niestała w uczuciach 🙂 Próbowałam, robiłam sobie przerwy, znów wracałam. Błędne koło.
Bardzo długo uważałam, że to wszystko mi pomoże, że to naprawi moje życie, że da mi pewność. W tamtym momencie nie dopuszczałam do swej głowy, że nie ma idealnego rozwiązania.
Dotarłam nawet na obóz medytacji Vipasaana. Jest to 10 dni medytacji w milczeniu. Oddaje się telefony, nie ma kontaktu ze światem zewnętrznym. Medytacje trwały ok. 11 godzin dziennie.
Uwaga… spędziłam tam 3 dni 🙂
Na moją decyzję o rezygnacji z obozu wpłynęło kilka czynników, ale gdy patrzę na to z dystansem, to pewnie dziś wytrzymałabym te 10 dni :). Wtedy było dla mnie za dużo powiązań religijnych.
Vipassana była kolejną, zewnętrzna rzeczą, którą miałam zrobić i która miała mi pomóc, ot tak. Nie chciałabym, abyś zimnie źle zrozumiała – te rzeczy dawały mi chwilowe ukojenie, ale nie
rozwiązywały moich problemów i nie sprawiały, że tryb walki znikał.
Bardzo miło wspominam także np. medytację Osho 🙂
W pewnym momencie trafiłam na terapię. Z perspektywy czasu – ta pierwsza terapia była dziwna, trochę pomogła, trochę nie.
Po dłuższej przerwie zaczęłam kolejną terapię i trafiłam do Centrum Psychoterapii Cameo w Katowicach, które z całego serca polecam, ponieważ dobranie terapeuty rozpoczyna się spotkaniem wstępnym. Nie dostajesz terapeuty z przypadku.
Na terapii byłam przez rok. Bardzo miło wspominam ten czas, naprawdę wiele się dowiedziałam.
Największy przełom nastąpił jednak podczas czytania książki Agnieszki Maciąg – Miłość. Ścieżki do wolności. I uwaga – uważam, że terapia była jednym z czynników, dzięki któremu do tego przełomu doszło.
Co do samej książki, wiem, że trafiłam na nią w dobrym momencie życia. Ona poniekąd sama do mnie przyszła. Autorka opowiadała o sobie, o tym, jak dużo osiągnęła, że ciągle była nieszczęśliwa, poszukiwała rozwiązania… aż zrozumiała, że jego po prostu nie ma. I w tych słowach zobaczyłam siebie.
Tak bardzo szukałam tych rzeczy, które mnie naprawią, szukałam narzędzi zewnętrznych, które dadzą mi spokój… że dopiero moment przeczytania jej historii uświadomił mi, że czas się poddać. Nie chciałam już ogarniać, nie miałam siły tego ogarniać. To nie ogarnianie sprawia, że ja jestem zrelaksowana. Odpowiedzi muszę szukać w sobie i dopiero później wyjść na zewnątrz…
Po tym wydarzeniu kontynuowałam jeszcze chwilę terapię, a z czasem zakończyłam sesje.
W międzyczasie trafiłam na coaching, w którym się zakochałam! Od kilku tygodni szkolę się na Holistic Coacha, czyli Coacha Holistycznego. Podczas coachingu praca skupiona jest na danej osobie, na jej potrzebach. Coaching zakłada, że wszystkie odpowiedzi masz w sobie.
Coaching niesamowicie mi pomógł i utwierdził w tym, że dobrze jest skupiać się na sobie, a nie na zewnętrznych rzeczach. I teraz jestem na takim etapie w życiu, gdzie wszystko, a na pewno większość rzeczy, które robię, staram się robić w zgodzie ze sobą.
Tego też chcę uczyć inne kobiety…
Stres a moje doświadczenia
Dzięki tym wszystkim doświadczeniom, uświadomiłam sobie, że stres jest po coś. W poprzednim artykule pisałam o stresie psychofizycznym.
To, jak moje ciało reaguje jest po coś. Organizm zachowując się w określony sposób chce mnie przed czymś uchronić, chce mi pomóc.
I w tym momencie mojej opowieści chciałabym zatoczyć koło i wrócić do początku tego tekstu. Czym się stresujesz? Co najgorszego może się wydarzyć? Na ile to jest racjonalne?
Zapytaj siebie o to. Porozmawiaj ze swoim stresem. Nie zaprzeczaj mu. Nie mów sobie: tyle razy ogarniałaś, teraz też Ci się uda. Szanuj swoje emocje.
Na początku artykułu wspomniałam też o moich sposobach na stres. Joga, medytacja, głębokie oddechy miały mi pomóc. Po tym jak uświadomiłam sobie, że chcę się sobą zaopiekować, chcę zadbać o swoje potrzeby, zaczęłam się zastanawiać co może mi w tym pomóc. Okazało się, że to co może mi pomóc, to medytacja i spędzanie czasu samej ze sobą, to jest joga, to jest kontakt z naturą.
I to jest właśnie moja historia…
Zadbanie o swoje emocje, odpuszczanie, rozmawianie ze sobą, wsłuchiwanie się w swoje potrzeby, bycie ze sobą, to klucz do spokojnego życia. Joga, medytacja, planowanie, to dodatku, które mają mi w tym pomóc, a nie rozwiązać wszystkie moje problemy…